"Z Niepokalaną przestajesz, niepokalanym się stajesz."

św. Maksymilian Maria Kolbe

Świadectwo s. Barbary

„Wśród różnych dobrodziejstw, które otrzymałyśmy i na co dzień otrzymujemy od hojnego Dawcy, Ojca miłosierdzia (2 Kor 1, 3) i za które powinnyśmy chwalebnemu Dobroczyńcy całym sercem dziękować, jest wielkie dobrodziejstwo naszego powołania”…

z Testamentu św. Matki Klary

Siostra Barbara klaryskaBóg w swojej wielkiej miłości i miłosierdziu dla każdego człowieka wyznaczył drogę powołania. Na tej drodze pragnie obdarzać nas łaskami, które pomogą nam osiągnąć świętość, do której ON nas wzywa. Wszelkie prawdziwe dobro, dobre natchnienia, pragnienia, od Niego pochodzą i do Niego prowadzą. Człowiek sam z siebie nie wpadłby na to, by całe swoje życie, ze wszystkim, co go stanowi ofiarować Bogu, którego przecież nie widzi. Wiara, ten nieoceniony dar, przychodzi nam z pomocą. W ludzkim rozumieniu łatwiej jest powierzyć się drugiemu człowiekowi, którego się widzi, którego można dotknąć. Bóg sam przychodzi i cichutko zaprasza. Przyszedł również i do mnie – dziewczyny, jak wiele innych, kochającej życie, ludzi, lubiącej słuchać muzyki, tańczyć, śpiewać, zachwycającej się pięknem świata, który Pan Bóg tak cudownie dla nas stworzył.

 

Bardzo lubiłam podróżować i podziwiać ten piękny świat, urocze krajobrazy, dlatego trochę byłam zdziwiona, gdy odkryłam, że Bóg zaprasza mnie za klauzurę. Powoli docierało do mnie, że wszystko, co stanowiło dla mnie „bogactwo” mam ofiarować z miłością Jezusowi Chrystusowi i „rozdać” dla zbawienia braci i sióstr na całym świecie.

Kochałam Boga i starałam się wypełniać Jego Wolę – Przykazania. Nie byłam jednak aniołem, a Bóg tak bardzo mnie umiłował.
W tamtym czasie myślałam, że moim powołaniem jest życie rodzinne. Miałam wspaniałego chłopaka, rozmawialiśmy o naszej wspólnej przyszłości. Nasza miłość była szczera i czysta. I wtedy przyszedł Jezus. Raz po raz mówił cichutko: „Pójdź za Mną”. Z początku wydawało mi się, że to niemożliwe, żeby Bóg do mnie kierował to zaproszenie, że jest przecież wiele lepszych, świętszych, że ja mam już swoje plany. Dopiero po latach, będąc już jakiś czas w klasztorze dotarły do mnie, do mego serca, słowa  Jezusa: „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”. Bóg najlepiej wie kogo ma powołać, kto jest Mu potrzebny w zakonie, w kapłaństwie, dla nas jest to tajemnicą, którą mamy przyjąć z miłością.

Jezus był wytrwały, czekał.
Po maturze rok pracowałam i starałam się wsłuchiwać w to, co Jezus mówi i czego pragnie. Małżeństwo to piękne powołanie, miłość ludzka jest dobra i piękna, ale nie można jej porównywać z miłością Boga. Przy Bogu wszystko blednie. Jezus „zwyciężył” w mym sercu, miłość ludzka musiała ustąpić, chociaż nie bez bólu. Na modlitwie Bóg dawał mi wiele sił i światła i dzięki temu mogłam z radością i ufnością przyjąć Jezusa zaproszenie. Dla Boga wszystko warto poświęcić.

Gdy już czułam, że Jezus chce mnie mieć dla siebie, pytałam: „Gdzie Panie chcesz mnie mieć?” Moje ciocie – zakonnice, czasem mówiły, że może do nich bym poszła, najczęściej obracałam to w żart, bo czułam, że to nie moje miejsce. Kiedyś z tatą odwiedziliśmy moją siostrę, która jest klaryską i Pan wtedy dał mi poznać, że tam jest moje miejsce, że tam chce mnie mieć. Dziwna rzecz, bo parę lat wcześniej, gdy byłam na obłóczynach siostry, zobaczywszy te grube mury i kraty trochę z lękiem powiedziałam w sercu: „Panie Jezu, jeśli chciałbyś mnie kiedyś mieć dla siebie, to wszędzie, ale nie tutaj”. Pan Jezus ma jednak poczucie humoru. Zrobił dokładnie to, czego nie chciałam. Wszak mówi: „Myśli Moje nie są myślami waszymi, ani drogi Moje waszymi drogami”.

Po rozmowie z Matką Ksieni zostałam przyjęta i po jakimś czasie mogłam zrealizować moje pragnienie życia z Jezusem i dla Jezusa w klasztorze. W moim powołaniu wspierała i wspiera mnie nasza Najlepsza z Matek – Maryja. Ona towarzyszy mi od dnia narodzin przez całe życie. Jest obecna i wspiera swą czułą, macierzyńską troską. Bóg czuwa nade mną każdej chwili, obdarzając mnie łaskami przez wszystkie te lata przeżyte w Jego bliskości w klasztorze. ON pozwolił mi przeżyć wiele szczęścia i radości. Dziękuję Bogu za Jego przeogromną miłość i miłosierdzie, za łaskę wiary i powołania, za moje dobre siostry w klasztorze. Bardzo dziękuję za moich kochanych Rodziców, którzy swą prawością i szlachetnością uczyli mnie żyć, kochać Boga i ludzi. Dziękuję za kapłanów, którzy pomagali i teraz pomagają mi wzrastać w wierze, nadziei i miłości i za wszystkich, których Pan stawia na mojej ukrytej drodze życia. Niech Bóg będzie we wszystkim uwielbiony.

 


by APATHEIA© 2011 for Klaryski Sandomierz©